Okres wakacji często postrzegany jest jako czas odpoczynku i relaksu. Wszyscy starają się wtedy „ładować baterie” na kolejny rok szkolny, który nieubłaganie rozpocznie się we wrześniu. Nie zdajemy sobie jednak sprawy, że nasz mózg nie zna pojęcia odpoczynku i nieustannie domaga się bodźców. Wykonuje niemal 40 milionów operacji na sekundę, nieustannie analizuje wszystko, co się dzieje i chce to kontrolować.
Dlaczego nasz mózg potrzebuje aktywności?
Gdy mózg nie jest stymulowany z zewnątrz sytuacjami, problemami czy bodźcami, to zaczyna sam je tworzyć. W latach 50. XX wieku John C. Lilly zbudował komorę deprywacyjną — urządzenie wypełnione roztworem soli, o temperaturze bliskiej ludzkiemu ciału, która pozbawiona jest dostępu do bodźców z zewnątrz. Eksperyment z zamkniętymi w niej studentami pokazał, że mózg który próbujemy wyciszyć, zaczyna sam tworzyć sobie bodźce. Uczestnicy zaczęli mieć halucynacje, tracili poczucie samych siebie, czuli jakby odizolowali się od rzeczywistości, część nawet odbierała sygnały z innych światów. [por. M. Salik, „Wyprowadź swój mózg na spacer”, Przekrój 3568/2020]
Mózg dziecka domaga się bodźców jeszcze bardziej. Wszyscy wiemy jak trudno „zmęczyć” dziecko, choć jest to często podstawowe zadanie rodzica – „Boże, żeby tylko się zmęczył i wieczorem poszedł spać”. Dzieci nieustannie biegają, krzyczą i są ciekawe wszystkiego. Szybko się regenerują po zabawie i po wszelkiego rodzaju aktywnościach, a posiłki konsumują w biegu. Dzieje się tak ze względu na wymagania rozwojowe — mózg chce jak najlepiej spełnić swoją rolę. Dziecko musi bowiem się rozwijać. Ostatnio usłyszałem, że „jak się nie rozwijasz, to się zwijasz”. Coś w tym jest.
Wielu rodziców zastanawia się, czy i jak można wspierać rozwój ich dzieci w wakacje. Przemęczone szkołą, starające się odbudować relacje (lub nie) z rówieśnikami dzieci, niechętnie włączają się w propozycje („Mamoooooo, są wakacje!”). Z ratunkiem przychodzą nam tzw. sytuacje dydaktyczne.
Czym są sytuacje dydaktyczne?
Po raz pierwszy spotkałem się z nimi, gdy byłem jeszcze młodym nauczycielem. Pamiętam, jak prowadziłem najlepiej opracowaną metodycznie i organizacyjnie lekcję, którą hospitowała dyrektorka szkoły. Znudzona obserwowała sufit i wszystko, co działo się za oknem, a ja umierałem w środku. Po pierwsze, obawiałem się, że za chwilę jakiś Jaś mi z czymś wyskoczy i zburzy mój misternie opracowany plan, a po drugie, że dyrektorka już mnie oceniła i nie będzie to miła ocena. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego — jeden z uczniów wykrzyknął: „Pająk!” i wskazał na swoją ławkę. Oczywiście przeżyłem zawał, zabrałem pająka, wystawiłem za okno i wróciłem do przygotowanego monologu. Po lekcji dostałem bardzo dobrą ocenę hospitacji i adnotację: „Nie wykorzystał sytuacji dydaktycznej”.
W ciągu całej doby spotykają nas różne sytuacje. Część z nich przyciąga naszą uwagę bardziej, inne „przemykają” obok nas niezauważone. Pozornie. Nasz mózg zapisuje wszystko, widzi wszystko, słyszy wszystko, nawet, gdy nas o tym nie informuje. Jednak nie tylko umiejętność zapisu jest ważna, ale i jego jakość, a ta zależy od wielu czynników.
Jednym z nich jest oczywiście wypoczynek i sen. Każda maszyna (a taką jest nasz mózg) potrzebuje przerwy i zwolnienia obrotów. Sen daje czas na regenerację sił i przetworzenie informacji z całego dnia. Stąd właśnie, gdy przykładamy głowę do poduszki, pojawiają się migawki tego, co widzieliśmy, robiliśmy oraz kreujemy plany na całe życie. Najlepsze pomysły rodzą się pod prysznicem i w łóżku.
Wykorzystanie sytuacji dydaktycznych to nic innego jak dostosowanie się do aktywności i zainteresowań dziecka. Często zainteresowania te są zmienne i chwilowe, jednak to wtedy właśnie możliwości edukacyjne mózgu są najlepsze. Nie od dziś wiadomo, że o wiele szybciej i efektywniej ilościowo i jakościowo uczymy się tego, co nas interesuje. Nasze możliwości poznawcze, skupienie, umiejętność zapamiętywania i syntezy są wtedy na o wiele wyższym poziomie, niż podczas biernego przyjmowania wiedzy. Dzieci potrafią interesować się wszystkim, ważne, by umieć to właściwie wykorzystać.
Nauka przez zabawę
Wakacje są czasem, gdy staramy się przebywać na łonie natury czy szeroko rozumianym „świeżym powietrzu”. Jest to idealny moment, by tłumaczyć dzieciom funkcjonowanie świata, tajniki przyrody, budowę chmur, nazwy owadów czy wspierać aktywność fizyczną. Sytuacje dydaktyczne zdarzają się niezwykle często, np. jest to moment, gdy dziecko idąc chodnikiem nagle przystaje i wpatruje się w ziemię — pociągnięte za rękę wraca do równego kroku przy rodzicach, lecz ulatuje już zainteresowanie widzianym przed chwilą dziwnym owadem czy rośliną.
Wyjście do sklepu, na siłownię czy na lody mogą być sytuacjami o wiele bardziej bogatymi w możliwości edukacyjne, niż najlepiej wyposażona sala szkolna. Można z dziećmi rozmawiać o kolorach, ubraniach, zachowaniach ludzi. Zabawić się w „czytanie w myślach”: Jak myślisz, o czym myśli tamten pan? A o czym ta pani? A ten piesek? Można starać się odczytać emocje ludzi siedzących przy stolikach w restauracji. To niezwykle bogata „sala zabaw”, gdzie możemy dzieciom tłumaczyć zależności społeczne, budować relacje i przede wszystkim okazywać zainteresowanie własnym dzieciom. Rodzic też jest nauczycielem i to najlepszym z możliwych! Tylko musi wierzyć w siebie i rozumieć swoją rolę. Musi chcieć też potraktować dziecko jako partnera do zabawy.
Wielokrotnie obserwuję ludzi z dziećmi i to, jak się zachowują. Nie oceniam, ale analizuję. Wyliczam, ile stracili szans na wspieranie rozwoju własnego dziecka. Ile sytuacji przemknęło obok nich. Największym zagrożeniem dla rozwoju dziecka, tego spontanicznego i naturalnego jest… dorosły! Zabiegany, zmęczony i sfrustrowany. Dorosły, który wyciszył w sobie wewnętrzne dziecko lub ukrył je gdzieś głęboko, a to właśnie ono cieszy się prostymi rzeczami i pozwala patrzeć na dorosły świat oczami dziecka.
Dlatego zachęcam wszystkich rodziców i opiekunów do wykorzystywania sytuacji dydaktycznych oraz wspierania rozwoju własnych dzieci. Dzięki temu będziecie ukierunkowywać ich myślenie na konkretne tematy i działania (nie będzie marnowania energii), a stale pobudzany wartościowymi treściami mózg będzie rozwijał swój potencjał. To pomoże dzieciom w momencie powrotu do szkoły, gdy „rozruch” będzie wtedy naturalną czynnością, a nie bolesnym przeżyciem po dwóch miesiącach stagnacji.
Dużo słońca, odpoczynku i sytuacji dydaktycznych!
Damian