Szklanka do połowy pełna, czy pusta?

Kryzys, kryzys, kryzys… To słowo dudni nam w uszach odkąd cały świat stanął w miejscu, a gospodarka uległa zamrożeniu. Każdy z nas boi się o swoją przyszłość, o pracę, o zabezpieczenie kredytów – nie ma się czego wstydzić, każdy ma prawo odczuwać strach. Mam wrażenie, że ten strach jest jak ogień, do którego od początku tego roku regularnie dolewany jest olej. Australia płonie, koronawirus przejął stery nad światem, Biebrza w ogniu, susza już nawet nie na horyzoncie, co w naszych lasach, wszędzie. Ciężko być optymistą w tych czasach, kiedy dosłownie wszystko się wali.

Ale… może jednak się trochę postarajmy?

Dla mnie szklanka prawie zawsze jest do połowy pełna i nawet w obliczu dzisiejszych wydarzeń staram się pozostać optymistką. Przyziemną, ale optymistką. Kiedy na początku kwarantanny widziałam wszystko w czarnoszarych barwach (i nie były to wcale 50 shades of Grey…), kiedy widmo pracy zdalnej z 2 i 5 latkiem w domu stało się rzeczywistością a możliwość spotkania z przyjaciółmi w realu sytuacją nie do osiągnięcia zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście zamartwianie się tym i skupianie na negatywach przyniesie mi w tym wszystkim coś pożytecznego? Wkurzona mama = wkurzone dzieci (a o mężu nie wspomnę), zły humor = większy apetyt = idzie w boczki… NIE! Postanowiłam, że nawet na siłę, zmuszę się do tego, aby szukać pozytywnych impulsów, dostrzegać drobne przyjemności i wyciskać z każdego dnia to co najlepsze.

Spacer w lesie, kawa w ulubionym kubku, śpiew ptaków – to co kiedyś było zaledwie cząstką dnia, dziś wypełnia go i pobudza moje zmysły! Od tamtej pory rzeczywiście szklanka jest do połowy pełna.

I oby taka pozostała jak najdłużej.

A jeśli już jesteśmy przy szklance wody…

Kiedy dziś spacerowałam z rodzinką po leśnych ścieżkach, ku mojemu przerażeniu zauważyłam popękaną powierzchnię ziemi i ku jeszcze większemu przerażeniu słyszałam szeleszczące i skrzypiące dźwięki wydobywające się spod butów moich dzieci. I wcale to nie były gałązki.

To był mech. Wysuszony w pień, szeleszczący niczym śnieg mech.

Po południu obejrzałam pokaz Pawła Piszczałki z Nadwiślańskiego Uniwersytetu Dziecięcego i Pokazów bez Skazy pdt. „Burza w szklance wody”. Paweł – którego możecie kojarzyć z Alchemika (tego z TVP ABC, a nie Paolo Coelho :)) to przesympatyczny i bardzo mądry facet, który od kilku tygodni (wraz z równie przesympatyczną Weroniką) serwuje nam sporą garść wiedzy z zakresu chemii, fizyki… Można by rzec ogólnie – przyrody (Paweł nie zabijaj mnie za to uogólnienie, ale dla takich laików jak ja to całkiem satysfakcjonujące pojęcie :)). W trakcie tego pokazu nasz znajomy brodaty Alchemik przekazał nam wiele faktów o wodzie robiąc przy tym bardzo ciekawe abrakadabra…doświadczenia w sensie.

Dlaczego ja o tym piszę? Ano dlatego, że Paweł z Weroniką zainspirowali mnie do tego, aby poruszyć szersze grono Polaków i Polonii zagranicznej i zachęcić do… oszczędzania wody.

Tak jak pisałam, dla mnie szklanka jest do połowy pełna… A może sprawmy, każdy z osobna, ale w rezultacie wszyscy wspólnie, aby szklanka zaczęła być do połowy pełna dla naszego miasta/kraju/kontynentu/świata? Susza nie musi mieć takich katastrofalnych skutków, jeśli razem spróbujemy jej przeciwdziałać. Obecnie świat zwolnił, większość z nas spędza znacznie więcej czasu ze swoimi dziećmi – tymi niesamowitymi gąbkami, które chłoną wszystko,co im powiemy i pokażemy. 

To może pokażmy im co zrobić, aby to ONE żyły w lepszym świecie? Żeby to IM nie zabrakło kiedyś wody do picia?

A oto, co możesz zrobić. Zapraszam do tajemniczego ogrodu, w którym:

  • Zbieraj deszczówkę!

Kiedy deszcz pada rzadziej niż wpada do nas święty Mikołaj, to chomikujmy każdą ilość!

  • Zrób poidło dla pszczół, jeży, ptaków.

One też cierpią na tym, że nie ma nigdzie wody do picia. Pomóż. Pszczółki zadbają o Twoje jabłuszka i wiśnie, których drzewka posadziłeś w 1997. Jeże są pod ochroną zatem nie pozwólmy by nasze dzieci znały je tylko z albumów i encyklopedii (poza tym to prawdziwi pogromcy ślimaków!) a zasadności dopajania ptaszków, których śpiew umila każdą porę dnia, nie muszę tłumaczyć 🙂 Wujek Google oferuje wuchtę sposobów na poidełka.

(przyp.red. Jesteśmy z Międzychodu, zatem gwara poznańska się tu niechcący wkradła – WUCHTA to po prostu bardzo dużo :))

→ Jak już jesteśmy przy pszczółkach – wiecie, że możecie sami zrobić dla nich domek? I to z Waszymi pociechami! W sensie zrobić razem z Pociechami, a nie domek dla pszczółek i Waszych Pociech 🙂 Chociaż, wiem, że pewnie jesteście już na takim etapie, w którym chętnie byście zrobili taki domek dla swoich dzieci… 🙂 #całymsercemzwami #znamzautopsji

A świetnie pokazuje to Ewa z teamu @Olowe ! O nich usłyszycie niebawem 🙂

  • Trawniczek nie musi być murawą piłkarską.

Im wyższa trawa, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że wyschnie – zatem nie trzeba jej tak często podlewać.

Trawa też świetnie obniża temperaturę powietrza i produkuje dla nas naszą największą używkę – tlen! Poza tym, naprawdę aż tak bardzo przeszkadzają Wam koniczynki, mlecze i inne, niechciane przez wielu, towarzysze zielonej trawki? Są zielone? Są! Przyciągają pszczoły? Tak! Ratujemy pszczoły? Tak! No, to nie ma tematu 😉 Kosimy raz w miesiącu. Albo wcale 🙂

(Plus, tak w tajemnicy Wam powiem, że można sporo /wuchtę/ pieniążków zaoszczędzić na ograniczeniu podlewania trawniczków. To taki pro tip dla mieszkańców Poznania i Krakowa :))

  • Ciemność, ciemność widzę!

Im więcej cienia na działeczce, tym lepiej dla roślin i dla Was! Czyż to nie cudowne usiąść/położyć się w cieniu, w gorący, letni dzień z kawką i świeżo upieczoną drożdżówką? Mmm… A roślinki też Wam za to podziękują! Cień to przecież świetny obniżacz temperatury powietrza. 🙂

  • Macie swój kompostownik?

To się dopiero może człowiek zdziwić ile produkuje organicznych odpadów, odkąd zaczyna je zbierać w jedno miejsce 😉 Free nawóz? Why not?

Wejdźmy do domu i skierujmy się do łazienki!

  • Wyreguluj wodę.

Wiesz, że w większości przypadków możesz wyregulować ilość wody w spłuczce w toalecie? Nie każdy Twój produkt wymaga spłukania 9 litrów wody. 🙂

→ Skoro jesteśmy przy produktach… Kiedyś przeczytałam coś, co zapadło mi w pamięci:

when it’s yellow let it mellow, when it’s brown flush it down… Czyli nie spłukujmy toalety po każdych naszych płynnych…odpadach. U siebie w domu, rzecz jasna 🙂

  • Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda… Znacie to? 

Na pewno! Wasze dzieci też. Uczcie już od małego, żeby wodę zakręcać podczas mycia zębów, a używanie kubeczków do płukania jamy ustnej na pewno zużywa mniej wody, niż wykonywanie tej czynności pod bieżącym strumieniem!

  • Jak długo czekacie pod prysznicem na ciepłą wodę? 

Ci, którzy mieszkają w zabudowaniach nieblokowych wiedzą, że często musi trochę zimnej wody zlecieć, aby prysznic był taki…. Nie za zimny. A wiecie, że tej zimnej wody ciurkiem potrafi zlecieć AŻ do 10 litrów? Wczoraj sprawdziłam u siebie w domu – 5 litrów zimnej wody tak po prostu zleciało, zanim zaczęła płynąć ciepła. 5 litrów! Na szczęście zlałam ją do wiadra, dzięki czemu podlałam moje świeżo zasadzone rododendrony i hortensje. 5 litrów to też dwa garnki zupy, jakby komuś się nie chciało ich wynosić poza dom. Myślę, że w skali tygodnia, miesiąca czy roku to całkiem sporo. A przecież wystarczy wyrobić sobie NAWYK zlania tej wody do wiaderka/ garnuszka i dać jej fajniejsze życie, niż po prostu spłynięcie do kanału ściekowego i najzwyczajniej w świecie – zmarnowanie jej!

Z toaletołazienki powędrujmy do kuchni…

  • Myj owoce i warzywa w misce.

Lub chociaż nad miską – wykorzystaj później tę wodę do podlania Waszych ogródkowych ochów i achów, lub też – jeśli jesteś mieszkańcem bloku – podlej pobliskie krzaczki i drzewka. Zainwestujesz w ten sposób w naturalne filtry powietrza 🙂

  • Możesz gotować na parze.

Ziemniaczki/jajeczka/makaron/ryż/kasza na dole, a warzywka na górze… Voila! Obiadek zdrowy jak się patrzy, do tego zaoszczędzona i woda i gaz/prąd.

Czy Poznań i Kraków mnie słyszy? 🙂

→ Woda po makaronie czy ryżu też nadaje się do podlania kwiatuszków 😉

  • Masz ekspres do kawy? 

Fusy przelane wrzątkiem (niestety nie takie z kawusi po turecku) to świetny nawóz do roślin kwasolubnych (takie fusy mają kwaśny odczyn, zawierają też dużo azotu, który taki rododendron bardzo afirmuje 🙂 Pawle – mam nadzieję, że dobrze zrobiłam notatki! )

Wyjdźmy z domu i…

  • Posprzątajmy las! 

Dla większości Polaków las stał się najatrakcyjniejszym miejscem na spacery rodzinne (a nie powinno tak być zawsze?) – pokażmy dzieciom jak dbać o środowisko nie tylko te, które mają pod nosem, przy tarasie. Podczas mojej ostatniej wycieczki z dziećmi do lasu, nazbieraliśmy prawie 10 puszek i sporo szklanych butelek. Wiadomo po czym. Dodam tylko, że leżały one w odległości 100 metrów od 3 koszy na śmieci…

Mamy dwie lekcje dla dzieci upieczone na jednym ogniu.

! Zrób coś dobrego dla swojej planety, posprzątaj śmieci po drodze!

! Tak właśnie NIE wolno robić! Podyskutujmy z dziećmi dlaczego szklane butelki i puszki i inne rodzaje śmieci nie są pożądane w tym miejscu. (Właściwie w żadnym, prócz koszy na śmieci…)

Niestety jest wiele osób, które regularnie dbają o to, abyśmy mogli takie lekcje z dziećmi przeprowadzić. Jeśli znacie powody tych osób do zaśmiecania lasów i parków to chętnie je poznam. Po przeszukaniu internetów takowych nie znalazłam. Hmm..

  • Zróbmy zakupy na targu, nie w supermarkecie. 

Lokalni dostawcy walczą teraz o przetrwanie. Spieszmy z pomocą!

Myślę, że przedstawiłam zaledwie szczyptę pomysłów, jakie możemy wdrożyć w naszym codziennym życiu. Czy są one niewykonalne? Nie sądzę. Czy coś nas kosztują? Hmm…

To jest TYLKO kwestia wyrobienia sobie nowych nawyków. 

To nie są rozwiązania chwilowe, bo sytuacja środowiskowa nie poprawi się po sezonie, roku, czy nawet po 5 latach. To nie są żadne wymysły i widzimisie. To są kroki, które powinniśmy podjąć razem, zaczynając właśnie od swojego podwórka.

Do dzieła, kochani! Dyskutujcie z dziećmi, otwórzcie je na przyrodę i uwrażliwcie na to jak możemy pomóc naszej Planecie!

A już niedługo powrócę do Was z troszkę innym tematem.

Porozmawiamy sobie o dwujęzyczności 🙂

Do zobaczenia!

Kasia

Katarzyna-Muzyka-Jacheć_CFF_pedagog